środa, 16 sierpnia 2017

Mia Sheridan "Bez Uczuć"

                        



"Nieszczęśliwa miłość do Lydii odebrała Broganowi wszystko. Ciężko zraniony staje się wyrachowany i skupia się na swoim biznesie i na zemście. Bo miłość wcale nie jest cierpliwa ani łaskawa.

Życie Lydii wyglądało kiedyś zupełnie inaczej – była bogata, bezpieczna i kochana. Teraz fortuna się od niej odwróciła. Rodzinna firma znalazła się na skraju bankructwa, lecz Lydia zrobi wszytko, by ją uratować. Gdy na jaw stopniowo wychodzą tajemnice jej bliskich, dziewczyna odkrywa, że niebezpieczeństwo może grozić także jej. Nie przypuszcza jednak, że największy cios padnie z najmniej spodziewanej strony...

Czy w sercach Lydii i Brogana na nowo zakwitnie miłość, chociaż wybrali życie bez uczuć?"

Bardzo rzadko zdarza mi się pisać negatywne opinie o książkach. Zazwyczaj wiem, co wybieram i sięgam właśnie po takie książki, które przypadają mi do gustu. Na tą powieść czekałam długo, gdyż po poprzednich częściach miałam nadzieje na kolejną dobrą książkę. Jednak się pomyliłam i to ogromnie.
Zazwyczaj przy pisaniu recenzji książek oceniam trzy aspekty: fabułę, bohaterów i styl. A więc zaczynając od fabuły.
Książka opowiada losy dwojga młodych ludzi Lydii i Borgana, którzy poznali się będąc nastolatkami. Lydia - bogata księżniczka pławiąca się w luksusach i Borgan, który jako nastolatek doznał w życiu więcej bólu i krzywdy, niż nie jeden człowiek w ciągu całego swojego życia. Jednak nie to było głównym wątkiem. Według mnie cała książka opierała się na zemście, za coś co nie zostało do końca wyjaśnione. Późniejsze podejmowane kroki przez bohaterów były wynikiem srogiej zemsty, która była lekkomyślna i bezpodstawna. Moim zdaniem mieli powody, by czuć się źle - oboje, ale jak to mówią - czas leczy rany - jednak nie w tym przypadku. Oprócz tego pojawił się również zły charakter, który napędził całe to koło.

Ale skupiając się na bohaterach. Tu wypowiem się trochę szerzej, zaczynając od Lydii de Havilland.
Bogata dziewczyna, mieszkająca w pięknej posiadłości. Ojciec Lydii był bardzo szlachetnym człowiekiem, prowadził potężną firm i między innymi był chlebodawcą Borgana i jego rodziny. Jednak po śmierci Stuart - brat Lydii przejął rodzinny biznes. Lydia jako nastolatka podkochiwała się w Borganie, chociaż on uważał ją za flirciarę, to i tak nie była mu obojętna, wręcz nie mógł jej się oprzeć. Lydia posunęła się do pewnego kroku, którego później przez lata żałowała. Jednak była nastolatką, podkreślę jeszcze raz - była nastolatką, więc błąd, który popełniła powinno się potraktować wyrozumiale. Po latach okazuje się, że Lydia wcale nie była rozpieszczoną dziewuchą z wyższych sfer, tylko miała poukładane w głowie. Gdy okazuje się, że firma jest na skraju bankructwa wkracza on - Borgan Ramsay. 

Borgan to jest postać, którą od początku nie lubiłam. Rzadko się zdarza, że można nie polubić głównego bohatera, mi osobiście działał na nerwy. Był bystry, inteligentny i oczywiście przystojny. Jak już wspomniałam jako nastolatek wiele wycierpiał, ale zawsze podobała mu się Lydia. Uważał, że taka jak ona nie zwracają uwagi na biedaków, ale się mylił. Po tym co zrobiła Lydia i jej brat zawładnęła nim żądza zemsty.  Tak nią przesiąkł, że aż trudno było mi to czytać. Nie spotkałam się jeszcze w żadnej książce z tak pozbawionym jakiejkolwiek empatii bohaterem. Było mu źle, owszem, ja to rozumiem, ale nie wiem dlaczego nie wyjaśniając do końca wszystkiego, tylko wysnuwając jakieś wnioski można skrzywdzić inną osobę. Owszem później sam musiał wypić piwo, które sobie naważył, jednak to nie zmienia faktu, że w moich oczach bohaterem nie był. 

Tak jak wspomniałam pojawia nam się jeszcze czarny charakter, który jest jak woda na młyn i napędza całe to koło nieporozumień i nieszczęść. Łatwo jest zwalić winę na jedną osobę i wszystko wokoło jest ok. Moim zdaniem to jest właśnie najprostsze rozwiązanie dla autorów, znaleźć trzecią osobę, kozła ofiarnego i wszyscy są zadowoleni... ahh.. 
No i ostatni aspekt czyli styl autorki. I tu właśnie jedyny plus, gdyż jak zawsze styl pisania tej autorki jest niezawodny. Mamy perspektywę Lydii i Borgana, czyli mój ulubiony styl pisania. Czyta się bardzo miło i przyjemnie. Całość jest dopieszczona, aż nadto. Według mnie książka, która liczy ponad 300 stron powinna zmieścić się w 200. Całość byłaby o wiele lepsza, gdyby nie rozwleczone opisy i zastanawianie się nad całym tym bałaganem. Końcówka baaardzo przewidywalna, co też kolejne wielkie rozczarowanie. 


Ale podsumowując, bardzo mi przykro, że to piszę, ale aż trudno mi uwierzyć, że to ta sama autorka, która napisała "Bez słów" czy "Bez winy".
Uważam, że to najsłabsza książka tej autorki, bo zupełnie nie przypomina poprzednich części i szczerze żałuję wydanych pieniędzy na tą książkę. 




Moja ocena 3/10

7 komentarzy:

  1. Hm, ja początkowo też uważałam, że to najsłabsza część z wszystkich wydanych... ale po jej skończeniu i przeanalizowaniu wszystkich '+' i '-' nie postawiłabym jej tak niskiej noty. Przykro słyszeć, że tak się zawiodłaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wzięłam pod uwagę wszystkie poprzednie części "Bez słow", "Bez winy", "Bez szans" i aż przykro stwierdzać, że ta książa na tle poprzednich wypada tak słabo. Oczywiście to tylko moje zdanie :)

      Usuń
  2. OOoo. Mnie zachwyciła tylko książką Bez słów, reszta podobała mi się mniej. Więc chyba ta też mi się nie spodoba :/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też zakochana jestem w "Bez słow". Przeczytałam ją dwukrotnie. Zgodzę się, że każda kolejna była słabsza. Ta, już wybitnie słaba, jakby autorka pisała ją na siłę...

    OdpowiedzUsuń
  4. Też uważam, że to najsłabsza powieść Sheridan. Aż byłam w szoku czytając ją. Poprzednie powieści autorki były poste, opierały się na schematach, ale jednak coś mnie w nich ujmowało, a w przypadku "Bez uczuć" historia była niesamowicie nijaka. Zakończenie tragiczne :/ Szkoda. Oby kolejne powieści autorki były lepsze.
    Pozdrawiam!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń