środa, 1 listopada 2017

Mads Peder Nordbo "Dziewczyna bez skóry"

"Dziewczyna bez skóry" - piękny tytuł, ciekawa okładka, opis intrygujący i tajemniczy, dlatego też sięgnęłam po tą książkę - z czystej ciekawości. 

A o czym jest ta książka?


"Matthew to 28-letni duński dziennikarz, po stracie ukochanej i nienarodzonego dziecka w wypadku samochodowym znajduje zatrudnienie w lokalnym dzienniku w stolicy Grenlandii, Nuuk. Jest to miejsce szczególne. Nie prowadzi do niego żadna droga lądowa, ze względu na jego otoczenie przez morze, góry i lądolód, do miasta można jedynie dotrzeć helikopterem, promem albo samolotem. Latem jest jasno przez całą dobę, a w trakcie długiej zimy panują całkowite ciemności.
Matthew otrzymuje od redaktora naczelnego zadanie napisania artykułu o sensacyjnym znalezieniu mumii w rozpadlinie lodowca. Powszechnie podejrzewa się, że mumia pochodzi z czasów wikingów, co byłoby sensacją na skalę światową. Zanim jednak zmumifikowane zwłoki zostaną zbadane przez naukowców, w tajemniczy sposób znikają, a policjant, który ich pilnował, zostaje odnaleziony martwy. Tak rozpoczyna się seria morderstw, w których każda ofiara zostaje znaleziona z rozciętym brzuchem. 
Wkrótce Matthew trafia na ślad pewnej sprawy sprzed 40 lat dotyczącej brutalnego zabójstwa czterech mężczyzn. Każdy z nich był podejrzany o seksualną przemoc wobec córek. W prywatnym śledztwie dziennikarz odkrywa powiązania tego morderstwa z mumią. I paradoksalnie sam staje się podejrzanym. Jedyną osobą, której może zaufać jest młoda Grenlandka Tupaarnaq, która właśnie opuszcza więzienie po odbyciu kary za zabójstwo ojca. Jej całe ciało pokrywa gęsty gąszcz tatuaży przedstawiających splątane ze sobą rośliny, zwyczajowy strój stanowią ciężkie buty i spodnie-bojówki, a ona sama nie wychodzi z domu bez broni palnej. Tupaarnaq staje się sojuszniczką Mathew w krwawym, brutalnym śledztwie."

Żeby trochę oderwać się od romansów lubię sięgać po coś nowego. Zwłaszcza jeżeli to jest zupełna nowość, a mianowicie debiut duńskiego pisarza na polskim rynku. Z racji tego, że bardzo polubiłam szwedzką autorkę kryminałów Camillę Lackberg, to dlaczego by nie przeczytać czegoś od duńskiego pisarza. 

Wracając do książki, to bardzo mi się podobała. Czytałam ją z zaciekawieniem. Akcja rozgrywa w czasie Nuuk z 1973 oraz Nuuk z 2014 r., co też świadczy o dwóch bohaterach Jackoba i Matthew. Obaj bohaterowie byli różni, ale łączyło ich jedno - pragnęli znaleźć sprawców zabójstw. 

Autor przedstawił tu wiele wątków - morderstwa, przemocy wśród kobiet i dzieci, polityki, korupcji i samotnego dziennikarza, który stracił już w swoim życiu tak wiele, że teraz nie ma już nic do stracenia. 
Bardzo podobało mi się, że akcja toczyła się na Grenlandii, niemal można było poczuć ten chłód, lodowce zmieniające kolory, zorze polarne, dnie i noce polarne. Całość bardzo dobrze współgrała z fabułą. Jedyne czego mi brakowało to elementów zaskoczenia, tempa akcji i trzymania w napięciu. 
Momentami akcja ciągnęła się bardzo długo, było wiele przemyśleń Matthew i jego lekkomyślność trochę mnie dobijała. Przykład? Ktoś wybija ci szybę w domu kamieniem, dostajesz nim w głowę (krwawisz) patrzysz, a tam kartka z ostrzeżeniem - jest bardzo zimno na dworzu, a ty co robisz? Zamiast cokolwiek zrobić, zgłosić na policje, zsikać się w gacie ze strachu, albo chociaż zatkać czymś to okno, bo przypominam, że mieszkasz na Gernlandii, to nalewasz sobie szklaneczkę szkockiej, siadasz w fotelu i zasypiasz. Właśnie takie momenty były dla mnie nie zrozumiałe, ale może to była wina tłumaczenia, tak czy siak kilka takich dziwnych rzeczy się przewijało. 

Z racji tego, że jestem bardzo ciekawa różnych autorów i sięgam po różne książki (co nie znaczy, że zrezygnuję z romansów - co to, to nigdy!) to mogę Wam polecić tą powieść, zwłaszcza na takie chłodne dni jakie teraz się zbliżają. Fajnie jest poczytać o takim przenikającym mrozie, jak się siedzi pod kocykiem z kubkiem gorącej czekolady :) 


Moja ocena: 6/10


Za przeczytanie i zrecenzowanie książki dziękuję:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz