Właśnie skończyłam czytać książkę do której podchodziłam dość sceptycznie, "Ogień, który ich spala" jest drugim tomem z cyklu "Elements. Żywioły". Pierwsza część "Powietrze, którym oddycha" była bardzo smutna, bardzo emocjonująca, a główni bohaterowi tak naznaczeni życiem, że aż ciężko sobie wyobrazić ich sytuację. Jednak tu było jeszcze gorzej. Ale o czym ta książka?
"Był sobie kiedyś chłopiec, którego pokochałam.
Logan Francis Silverstone był moim zupełnym przeciwieństwem. Kiedy tańczyłam jak urzeczona, on podpierał ścianę. Przeważnie milczał, podczas gdy mnie trudno było uciszyć. Uśmiech przychodził mu z wysiłkiem, natomiast ja unikałam smutku.
Pewnej nocy dostrzegłam ciemność, która czaiła się głęboko w nim.
Każdemu z nas czegoś brakowało, jednak razem mieliśmy wszystko. Z obojgiem było coś nie tak, ale obok siebie zawsze czuliśmy, że wszystko jest jak należy. Byliśmy jak spadające gwiazdy przecinające nocne niebo w poszukiwaniu życzenia, modlące się o lepsze jutro.
Aż do dnia, w którym go straciłam. Jedną pochopną decyzją zaprzepaścił nasz związek.
Był sobie chłopiec, którego pokochałam.
I przez kilka krótkich chwil - trwających tyle co oddech, co szept - pomyślałam, że może i on mnie kocha."
Nie mogę powiedzieć, że książka jest słaba. Oczywiście nie jest, jednak jest trudna, trochę nawet psychologiczna.
Powiem tak, pierwsze 50 stron książki było pisane jakby prozą (oczywiście tylko momenty pomiędzy głównymi bohaterami), dołożyć do tego melancholijną muzykę i świetny nastój na romantyczny wieczór.
"Karmiłem ją malinami, a ona mnie marzeniami.
Ona karmiła mnie malinami, ja ją obawami"
Później autorka zaserwowała nam zupełny rollercoaster zdarzeń. Pojawiło nam się wszystko to co najgorsze: narkotyki, patologia (po stronie Logana i Allysy), ciąża, a na domiar złego jeszcze choroba. Wszystko to towarzyszy bohaterom od samego początku. A szczęście? Jedyne szczęście to ich miłość i oczywiście ogień, który ich spalał.
Muszę zaznaczyć jeszcze, że wkurzało mnie, że pomimo tego, że Brittainy przedstawia tą historię zarówno z perspektywy Logana i Allysy to niestety skupia się bardziej na Loganie i wcale nie byłoby to złe, gdyby nie dodawała mu cech kobiecych. Rozterki wewnętrzne Logana były bardzo sentymentalne. Facet, którego matka jest bita i "faszerowana" prochami przez swojego ojca nawet nie potrafi mu się przeciwstawić. Poza tym sam był uzależniony od narkotyków... Według mojej oceny cały wątek z uzależnieniem Logana był przesadzony. Autorkę poniosła wyobraźnia, bo w pewnym momencie miałam ochotę złapać Logana za łeb i mocno nim potrząsnąć.
Do tego przeplatały się jeszcze wątki z momentów jak Logan był jeszcze małym dzieckiem, co się strasznie ciężko czytało. Mimo całego bólu towarzyszącego mu obecnie, autorka jeszcze musiała wcisnąć to dzieciństwo.
Brittainy przedstawiła go jako strasznie słabego psychicznie, ja rozumiem bagaż doświadczeń, straszne dzieciństwo, ale to jak potraktował Alyssę.... brak słów.
Alyssa z kolei była oazą spokoju, była bohaterką bardzo optymistyczną, bardzo zakochaną w tym zepsutych chłopaku. Początek ich znajomości przerodził się w przyjaźń, co z kolei później skutkowało wielką szaloną miłością. Co mnie w niej wkurzało? Prawie wszystko. Była tak zakochana, że nie patrzyła na siebie. Po rozstaniu z Loganem zagubiła się. Facet ją zostawił w najgorszym z możliwych momentów, ale mimo to Alyssa po jego powrocie oczywiście przyjęła go z otwartymi ramionami.
Brittainy skupia się bardziej na problemach, które towarzyszą bohaterom - uzależnienie, brak akceptacji rodziców, ale pokazuje, że mimo przeciwności losu, miłość jest w stanie zdziałać cuda.
Taka właśnie jest ta powieść dająca przede wszystkim do myślenia czytelnikom.
Jeżeli chodzi o to czy sięgnę po ostatnią część z cyku "Elements" to oczywiście, że tak, ale po tych propozycjach będę musiała przeczytać coś zdecydowanie lżejszego. :)
Moja ocena: 6/10